04

Każdy z nas widzi świat w innych barwach. Zwykle unikamy opisywania go z obawy przed różniącym się od naszego, zdaniem innych. Problem w tym, że Harry wcale się tego nie obawiał i przedstawiał nasz świat w bardzo pesymistycznym świetle. Jego zdaniem wszyscy mieli jakieś ułomności.
- Politycy to spocone spaślaki z wieczną gruźlicą. Siedzą na posiedzeniach, martwiąc się, czy za dziesięć lat będą mieli wystarczająco dużo pieniędzy, by odratować swoje obwisłe penisy – mówił. – A pracownicy dużych marketów są domami dla pasożytów. Widziałeś kiedyś ich ręce? – Zwykle dużo gestykulował. – Kosmetyczki tak naprawdę nie mają za zadanie zadbać o twój wygląd, lecz stwarzać takie pozory. One nie wiedzą, co to dezynfekcja przedmiotów, które były używane na innej osobie. Przekuwają uszy niewinnych dziewczynek brudną igłą i obcinają paznokcie obcinakami i nożyczkami, które dotykały wcześniej stóp zarażonych grzybicą. Patrzę na społeczeństwo i chce mi się rzygać. Wiesz, co jest najgorszą rzeczą w Wielkiej Brytanii?
- Oświeć mnie.
- Mundurki szkole! – wykrztusił przez zaciśnięte zęby. – 90% uczniów wcale ich nie pierze, a potem każą im się ustawiać do zdjęcia grupowego, gdzie ocierają się o swoje ramiona, pełne kurzu, potu i zarazków. Zresztą, szkoły publiczne w całej okazałości są beznadziejne i swoim wyglądem oraz systemem, błagają o ich zlikwidowanie.
Sęk w tym, że Harry miał setki pomysłów na zbawienie świata, ale nie potrafił żadnego zrealizować.
- Dlaczego po prostu nie wyjdziesz i nie zrobisz tego, czego należy? – zapytałem.
Naburmuszył się, krzyżując ręce i patrząc w sufit.
- Ponieważ nie wyjdę na tą brudną ulicę, choćbyś miał mnie wyciągać siłą.
- W takim razie będziemy musieli oddychać tym samym powietrzem, co politycy, pracownicy marketów i kosmetyczki, a na końcu i tak wszyscy pójdziemy do piekła.
Harry zmarszczył brwi.
- Są przecież telefony i Internet.
- Miejmy nadzieję, że w piekle także! – Cmoknąłem  z sarkazmem.
- To nie jest śmieszne.
- Jest, Haz – odparłem. – Nie rozumiem dlaczego kosmetyczka ma być niebezpieczna, a ja nie? Mam tatuaże, pomalowane oczy i kolczyki. Ludzie omijają mnie szerokim łukiem, a znajomi myślą, że sypiam z kim popadnie i ćpam. Dlaczego jeszcze mnie nie wywaliłeś? Nie zgadzam się z tobą praktycznie w każdej kwestii i krytykuję twój styl życia.
- A ja krytykuję twój. Chyba się uzupełniamy. – Uśmiechnął się z satysfakcją.
- Pytam poważnie.
Usiadł na swoim skórzanym, obrotowym krześle przy biurku, a na jego ustach zagościł uśmiech, który lubiłem nazywać „komfortowym”.
- Mam przeczucie, że nie jesteś takim złym człowiekiem.
- O, to dobrze. Robię postępy, co? Może niedługo pozwolisz mi siedzieć na kanapie bez tej dziwnej folii.
Harry zaśmiał się i pokręcił głową.
- Nie tak szybko, Koniku Polny.
- Jasne…

*

Harry całymi dniami pisał na swoim małym laptopie i praktycznie nie ruszał się z miejsca. Najgorszą rzeczą, jaką musiałem dla niego robić, były zakupy. Kasjerka i ludzie, stojący w kolejce, patrzyli na mnie krzywo, kiedy stawiałem na ladzie koszyk pełen środków do dezynfekcji, jogurtów nie zawierających cukru i butelek wody niegazowanej. Kiedy wyobrażałem sobie jak mnie widzą, śmiałem się i zawsze opowiadałem o tym Harry’emu.
- Jesteś najlepszym dowodem na to, że pozory mylą, Lou – stwierdził Harry, wciąż patrząc w ekran z okularami na nosie.
- Albo po prostu dziwakiem.
- Który mógłby teraz wszystko rozpakować – wtrącił, dając mi jasny znak, że powinienem wynosić się z jego gabinetu.
Jeśli coś mogło być gorsze od zakupów, to było to ich wypakowywanie. Lodówka Harry’ego była duża, a póki były podpisane. Nabiał, płyny, warzywa, owoce. Na samym dole, warzywa mogły być wymieszane, ponieważ Harry stwierdził, że nic się nie stanie, jeśli będą się dotykać. Na samej górze znajdowały się jogurty. Wszystkie takie same, w białych kubeczkach, poukładane jedne obok drugich.
Harry jadał o czternastej. Musiałem zakładać fartuch i rękawiczki oraz sprzątać wszystko od razu po przyrządzeniu. Na jego talerzu nic nie mogło się dotykać. Na moim był chaos.
- Co dziś przygotowałeś? – zapytał, kiedy dobrze wymył swoje ręce.
- Ryba z frytkami.
- Okej.
Wziąłem sztućce do rąk, lecz zatrzymałem się.
- Nie zapytasz skąd wziąłem rybę i czy frytki są z ziemniaków, a nie mrożone?
Harry gryzł już nieduży kęs. Musiałem zaczekać aż przełknie, ponieważ nie było szans, że zacznie mówić z pełną buzią.
- Ufam ci.
- Więc powinieneś przestać. Czasami przychodzą mi do głowy różne pomysły. Zaczynam się o ciebie martwić.
- No proszę. Przecież nie dodałeś niczego niepożądanego, mam rację?
- Może. Co jeśli ci nie powiem? Mogłem cię otruć. Masz ładne mieszkanie i piszesz powieść, którą mógłbym sobie przywłaszczyć.
- Jest nieskończona.
- Wciąż pozostaje ładne mieszkanie – przypomniałem.
Harry wziął łyk wody i popatrzył na mnie.
- Sprawdzałem rachunek. Nie kupiłeś nic, o co cię nie prosiłem.
- Mogłem przynieść trutkę z domu – zaznaczyłem, starając się ukryć cwaniacki uśmiech.
- Mogłeś – przyznał. – Ale nie zrobiłbyś tego. W końcu jestem Harry Styles. Nikt mi się nie oprze.
Na moich ustach zagościł uśmiech. Ten gość się nie mylił.
- A czy Harry Styles nie chciałby gdzieś wyjść?
Zmarszczył brwi. Okej, to było bardzo nieprzemyślane pytanie, ale już nie mogłem go cofnąć.
- Nie jesteś poważny.
- Ależ tak! Pokazałbym ci świat w moich oczach.
Harry zaśmiał się głośno i znów upił trochę wody.
- Jestem pewien, że byłby niesamowity. Może wymalujesz mi oczy i przebijesz uszy? – powiedział z sarkazmem, wciąż się nabijając.
- Przecież to świetny pomysł!
- Nie, Louis, nie zrozum mnie źle.
- Zamknij się, Harry.
- Przepraszam?
Wstałem i obszedłem stół, kucając przy nim i łapiąc za rękę.
- Zgódź się, proszę. Bristol wieczorem jest taki piękny.
- I jaki niebezpieczny.
- Ugh, przestań narzekać. Nic nam nie grozi, przysięgam. Pokażę ci tak wiele miejsc!
- Po co? Tu jest mi dobrze.
- Wcale nie! Siedzisz całymi dniami nad tą swoją książką, bojąc się oddychać. Poznałem twój świat i muszę od niego odpocząć. Teraz ja pokażę ci swój.
Harry odwrócił ode mnie wzrok, zastanawiając się nad odpowiedzią. Wiedziałem, że się łamie. Już go miałem.
- Ale wymalujesz mnie eyelinerem.
- Mogę nawet stanąć na rzęsach!

*

Miejsce, do którego Harry nigdy nie pozwolił mi zaglądać, była jego szafa. Na co dzień chodził w koszulach, swetrach i luźnych jeansach, gdy tymczasem w jego garderobie zalegały czarne rurki i wiele koszulek z logami zespołów i rękawami do ramion. Kazałem mu się ubrać w jedną z logiem Ramones, po czym zmierzwiłem mu włosy i wymalowałem oczy. I wtedy… Cóż, stanęliśmy przed największym problemem. Wyjściem z domu.
- No dalej Harry! Jeden krok i później pójdzie ci łatwiej.
- Nie ma mowy. Nie zrobię tego!
- Harry!
- Co mu jest? – zapytał niecierpliwy taksówkarz.
- Jest… um, bardzo delikatny.
- Pospieszcie się. Mam dziś jeszcze dużo kursów.
- Tak, tak! – odkrzyknąłem i machnąłem ręką. – Zaraz idziemy.
Podbiegłem po schodach z powrotem pod drzwi Harry’ego, gdzie stał za progiem.
- Harry. – Podałem mu dłoń. – Nic ci nie grozi. Chodź.
Niepewnie położył swoją dłoń na mojej, a wtedy ścisnąłem ją mocno i przyciągnąłem go do siebie.
- Jezu! – westchnął, potykając się przy okazji.
- Haha! Widzisz? Nie jest tak źle. A teraz wsiądziemy do taksówki i…
- Naprawdę chcesz jechać tym czymś? – przerwał mi. – Wiesz ilu ludzi dziś z tego korzystało?
- Harry – zgromiłem go.
Zamknął buzię na kłódkę, zwiesił głowę i wsiadł do pojazdu.

*

Wysiedliśmy na wzgórzu, na obrzeżach miasta, w miejscu, gdzie lubiłem przylatywać w chłodne popołudnia, kiedy miałem ochotę na chwilę zniknąć. Pobiegłem na sam szczyt, gdzie ktoś kiedyś postawił ławkę. Z pewnością było to bardzo dawno temu, ponieważ była zardzewiała, deski się łamały, a farba odchodziła. Ale to nic, ponieważ spośród tych wszystkich pięknych i nowych, ta była moją ulubioną.
- Ew! – jęknął. – Mam na tym usiąść?
- Coś z nią nie tak?
- Zżera ją rdza i robaki.
- Mimo to, uważam, że wciąż jest piękna.
- Masz dziwne pojęcie piękna, Louis.
- Nie powiedziałbym. Spójrz – poleciłem mu, wskazując palcem na panoramę miasta.
Harry zaniemówił. W jego tęczówkach odbijał się wspaniały widok czystego horyzontu i ogromnego miasta. Na niektórych budynkach święciły się już duże, kolorowe neony, czekające na mrok, w którym mogłyby rozbłysnąć. Bristol powoli zaczynał nocne życie, a my byliśmy bezpieczni, siedząc ponad tym wszystkim jak para staruszków, z tą różnicą, że nie wiedziałem, czy jesteśmy choćby przyjaciółmi.
- Często tu przychodzisz?
- Mhm – przytaknąłem. – Wyryłem nawet swoje imię. – Odwróciliśmy głowy  w bok, tak, by widzieć nierówny podpis „Louis” na oparciu ławki. Harry przejechał po nim opuszkami palców i uśmiechnął się. Wyciągnąłem z kieszeni scyzoryk, wysunąłem nóż i zacząłem wiercić w drewnie kilka liter.
- Harry – powiedział kędzierzawy chłopak, uśmiechając się. – Więc zostałem współwłaścicielem starej ławki?
- I moim przyjacielem, jeśli nie masz nic przeciwko.
- Uhh…
- Co?
- Nigdy nie miałem przyjaciela. Nie wiem jak to działa.
Wybuchłem śmiechem.
- Zapewniam, do tego nie ma instrukcji. No, jest tylko jedna zasada.
- Słucham.
- Mówimy sobie o wszystkim.
- Sekrety, co? Poczułem się jak nastolatka – zachichotał. – Co, mam ci mówić, że podobają mi się chłopcy i boję się burzy? To takie ekscytujące.
Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć. Nie wiem, czy dlatego, że powiedział „podobają mi się chłopcy”, czy „boję się burzy”.
- Chodziło mi o bardziej męską wersję przyjaźni.
- Zrozumiałem. – Uśmiechnął się ciepło.
Jego włosy rozwiewał wiatr, oczy odbijały słabe promienie zachodzącego słońca i wyglądał tak niesamowicie pięknie, że poczułem się tak, jakbym miał się rozpłynąć. Zupełnie jak powietrze. Nie, nie, nie. Nie mogłem się w nim zakochać. Nie byłem gejem, prawda? Po prostu zupełnie mi odbijało.
- Louis? – Spojrzał na mnie ze zmarszczoną brwią. – Wszystko okej?
Mój wzrok przykuł chłopak, który nagle pojawił się kilka metrów za Harry’m i stanął nad przepaścią. Przymrużyłem oczy, by lepiej dostrzec jego twarz, kiedy patrzył w bok. O nie. Blond włosy, przekrwione oczy, smutna twarz.
- Hej! Chłopcze! – krzyknąłem.
Harry odwrócił się, patrząc w to samo miejsce, co ja. Wstałem z ławki i zacząłem biec w kierunku nastolatka, kiedy nagle… skoczył.

- Boże! – usłyszałem za sobą krzyk Harry’ego. Przyspieszyłem i nie myśląc wiele, skoczyłem za nim. 

2 komentarze:

  1. O Boże! Świetny rozdział ^^ i ta końcówka.. Ciekawe czy Harry się dowie o' mocach' Louisa ;) czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z moją poprzedniczką, rozdział świetny, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń