Każdy z nas widzi świat w innych barwach. Zwykle unikamy
opisywania go z obawy przed różniącym się od naszego, zdaniem innych. Problem w
tym, że Harry wcale się tego nie obawiał i przedstawiał nasz świat w bardzo
pesymistycznym świetle. Jego zdaniem wszyscy mieli jakieś ułomności.
- Politycy to spocone spaślaki z wieczną gruźlicą. Siedzą na
posiedzeniach, martwiąc się, czy za dziesięć lat będą mieli wystarczająco dużo
pieniędzy, by odratować swoje obwisłe penisy – mówił. – A pracownicy dużych
marketów są domami dla pasożytów. Widziałeś kiedyś ich ręce? – Zwykle dużo
gestykulował. – Kosmetyczki tak naprawdę nie mają za zadanie zadbać o twój
wygląd, lecz stwarzać takie pozory. One nie wiedzą, co to dezynfekcja
przedmiotów, które były używane na innej osobie. Przekuwają uszy niewinnych
dziewczynek brudną igłą i obcinają paznokcie obcinakami i nożyczkami, które
dotykały wcześniej stóp zarażonych grzybicą. Patrzę na społeczeństwo i chce mi
się rzygać. Wiesz, co jest najgorszą rzeczą w Wielkiej Brytanii?
- Oświeć mnie.
- Mundurki szkole! – wykrztusił przez zaciśnięte zęby. – 90%
uczniów wcale ich nie pierze, a potem każą im się ustawiać do zdjęcia
grupowego, gdzie ocierają się o swoje ramiona, pełne kurzu, potu i zarazków.
Zresztą, szkoły publiczne w całej okazałości są beznadziejne i swoim wyglądem
oraz systemem, błagają o ich zlikwidowanie.
Sęk w tym, że Harry miał setki pomysłów na zbawienie świata, ale
nie potrafił żadnego zrealizować.
- Dlaczego po prostu nie wyjdziesz i nie zrobisz tego, czego
należy? – zapytałem.
Naburmuszył się, krzyżując ręce i patrząc w sufit.
- Ponieważ nie wyjdę na tą brudną ulicę, choćbyś miał mnie
wyciągać siłą.
- W takim razie będziemy musieli oddychać tym samym powietrzem,
co politycy, pracownicy marketów i kosmetyczki, a na końcu i tak wszyscy
pójdziemy do piekła.
Harry zmarszczył brwi.
- Są przecież telefony i Internet.
- Miejmy nadzieję, że w piekle także! – Cmoknąłem z sarkazmem.
- To nie jest śmieszne.
- Jest, Haz – odparłem. – Nie rozumiem dlaczego kosmetyczka ma
być niebezpieczna, a ja nie? Mam tatuaże, pomalowane oczy i kolczyki. Ludzie
omijają mnie szerokim łukiem, a znajomi myślą, że sypiam z kim popadnie i ćpam.
Dlaczego jeszcze mnie nie wywaliłeś? Nie zgadzam się z tobą praktycznie w
każdej kwestii i krytykuję twój styl życia.
- A ja krytykuję twój. Chyba się uzupełniamy. – Uśmiechnął się z
satysfakcją.
- Pytam poważnie.
Usiadł na swoim skórzanym, obrotowym krześle przy biurku, a na
jego ustach zagościł uśmiech, który lubiłem nazywać „komfortowym”.
- Mam przeczucie, że nie jesteś takim złym człowiekiem.
- O, to dobrze. Robię postępy, co? Może niedługo pozwolisz mi
siedzieć na kanapie bez tej dziwnej folii.
Harry zaśmiał się i pokręcił głową.
- Nie tak szybko, Koniku Polny.
- Jasne…
*
Harry całymi dniami pisał na swoim małym laptopie i praktycznie
nie ruszał się z miejsca. Najgorszą rzeczą, jaką musiałem dla niego robić, były
zakupy. Kasjerka i ludzie, stojący w kolejce, patrzyli na mnie krzywo, kiedy
stawiałem na ladzie koszyk pełen środków do dezynfekcji, jogurtów nie
zawierających cukru i butelek wody niegazowanej. Kiedy wyobrażałem sobie jak
mnie widzą, śmiałem się i zawsze opowiadałem o tym Harry’emu.
- Jesteś najlepszym dowodem na to, że pozory mylą, Lou –
stwierdził Harry, wciąż patrząc w ekran z okularami na nosie.
- Albo po prostu dziwakiem.
- Który mógłby teraz wszystko rozpakować – wtrącił, dając mi
jasny znak, że powinienem wynosić się z jego gabinetu.
Jeśli coś mogło być gorsze od zakupów, to było to ich
wypakowywanie. Lodówka Harry’ego była duża, a póki były podpisane. Nabiał, płyny, warzywa, owoce. Na samym dole, warzywa mogły być wymieszane,
ponieważ Harry stwierdził, że nic się nie stanie, jeśli będą się dotykać. Na
samej górze znajdowały się jogurty. Wszystkie takie same, w białych kubeczkach,
poukładane jedne obok drugich.
Harry jadał o czternastej. Musiałem zakładać fartuch i rękawiczki
oraz sprzątać wszystko od razu po przyrządzeniu. Na jego talerzu nic nie mogło
się dotykać. Na moim był chaos.
- Co dziś przygotowałeś? – zapytał, kiedy dobrze wymył swoje
ręce.
- Ryba z frytkami.
- Okej.
Wziąłem sztućce do rąk, lecz zatrzymałem się.
- Nie zapytasz skąd wziąłem rybę i czy frytki są z ziemniaków, a
nie mrożone?
Harry gryzł już nieduży kęs. Musiałem zaczekać aż przełknie,
ponieważ nie było szans, że zacznie mówić z pełną buzią.
- Ufam ci.
- Więc powinieneś przestać. Czasami przychodzą mi do głowy różne
pomysły. Zaczynam się o ciebie martwić.
- No proszę. Przecież nie dodałeś niczego niepożądanego, mam
rację?
- Może. Co jeśli ci nie powiem? Mogłem cię otruć. Masz ładne
mieszkanie i piszesz powieść, którą mógłbym sobie przywłaszczyć.
- Jest nieskończona.
- Wciąż pozostaje ładne mieszkanie – przypomniałem.
Harry wziął łyk wody i popatrzył na mnie.
- Sprawdzałem rachunek. Nie kupiłeś nic, o co cię nie prosiłem.
- Mogłem przynieść trutkę z domu – zaznaczyłem, starając się
ukryć cwaniacki uśmiech.
- Mogłeś – przyznał. – Ale nie zrobiłbyś tego. W końcu jestem
Harry Styles. Nikt mi się nie oprze.
Na moich ustach zagościł uśmiech. Ten gość się nie mylił.
- A czy Harry Styles nie chciałby gdzieś wyjść?
Zmarszczył brwi. Okej, to było bardzo nieprzemyślane pytanie, ale
już nie mogłem go cofnąć.
- Nie jesteś poważny.
- Ależ tak! Pokazałbym ci świat w moich oczach.
Harry zaśmiał się głośno i znów upił trochę wody.
- Jestem pewien, że byłby niesamowity. Może wymalujesz mi oczy i
przebijesz uszy? – powiedział z sarkazmem, wciąż się nabijając.
- Przecież to świetny pomysł!
- Nie, Louis, nie zrozum mnie źle.
- Zamknij się, Harry.
- Przepraszam?
Wstałem i obszedłem stół, kucając przy nim i łapiąc za rękę.
- Zgódź się, proszę. Bristol wieczorem jest taki piękny.
- I jaki niebezpieczny.
- Ugh, przestań narzekać. Nic nam nie grozi, przysięgam. Pokażę
ci tak wiele miejsc!
- Po co? Tu jest mi dobrze.
- Wcale nie! Siedzisz całymi dniami nad tą swoją książką, bojąc
się oddychać. Poznałem twój świat i muszę od niego odpocząć. Teraz ja pokażę ci
swój.
Harry odwrócił ode mnie wzrok, zastanawiając się nad odpowiedzią.
Wiedziałem, że się łamie. Już go miałem.
- Ale wymalujesz mnie eyelinerem.
- Mogę nawet stanąć na rzęsach!
*
Miejsce, do którego Harry nigdy nie pozwolił mi zaglądać, była
jego szafa. Na co dzień chodził w koszulach, swetrach i luźnych jeansach, gdy
tymczasem w jego garderobie zalegały czarne rurki i wiele koszulek z logami
zespołów i rękawami do ramion. Kazałem mu się ubrać w jedną z logiem Ramones,
po czym zmierzwiłem mu włosy i wymalowałem oczy. I wtedy… Cóż, stanęliśmy przed
największym problemem. Wyjściem z domu.
- No dalej Harry! Jeden krok i później pójdzie ci łatwiej.
- Nie ma mowy. Nie zrobię tego!
- Harry!
- Co mu jest? – zapytał niecierpliwy taksówkarz.
- Jest… um, bardzo delikatny.
- Pospieszcie się. Mam dziś jeszcze dużo kursów.
- Tak, tak! – odkrzyknąłem i machnąłem ręką. – Zaraz idziemy.
Podbiegłem po schodach z powrotem pod drzwi Harry’ego, gdzie stał
za progiem.
- Harry. – Podałem mu dłoń. – Nic ci nie grozi. Chodź.
Niepewnie położył swoją dłoń na mojej, a wtedy ścisnąłem ją mocno
i przyciągnąłem go do siebie.
- Jezu! – westchnął, potykając się przy okazji.
- Haha! Widzisz? Nie jest tak źle. A teraz wsiądziemy do taksówki
i…
- Naprawdę chcesz jechać tym czymś? – przerwał mi. – Wiesz ilu
ludzi dziś z tego korzystało?
- Harry – zgromiłem go.
Zamknął buzię na kłódkę, zwiesił głowę i wsiadł do pojazdu.
*
Wysiedliśmy na wzgórzu, na obrzeżach miasta, w miejscu, gdzie
lubiłem przylatywać w chłodne popołudnia, kiedy miałem ochotę na chwilę
zniknąć. Pobiegłem na sam szczyt, gdzie ktoś kiedyś postawił ławkę. Z pewnością
było to bardzo dawno temu, ponieważ była zardzewiała, deski się łamały, a farba
odchodziła. Ale to nic, ponieważ spośród tych wszystkich pięknych i nowych, ta
była moją ulubioną.
- Ew! – jęknął. – Mam na tym usiąść?
- Coś z nią nie tak?
- Zżera ją rdza i robaki.
- Mimo to, uważam, że wciąż jest piękna.
- Masz dziwne pojęcie piękna, Louis.
- Nie powiedziałbym. Spójrz – poleciłem mu, wskazując palcem na
panoramę miasta.
Harry zaniemówił. W jego tęczówkach odbijał się wspaniały widok
czystego horyzontu i ogromnego miasta. Na niektórych budynkach święciły się już
duże, kolorowe neony, czekające na mrok, w którym mogłyby rozbłysnąć. Bristol
powoli zaczynał nocne życie, a my byliśmy bezpieczni, siedząc ponad tym
wszystkim jak para staruszków, z tą różnicą, że nie wiedziałem, czy jesteśmy
choćby przyjaciółmi.
- Często tu przychodzisz?
- Mhm – przytaknąłem. – Wyryłem nawet swoje imię. – Odwróciliśmy
głowy w bok, tak, by widzieć nierówny podpis
„Louis” na oparciu ławki. Harry przejechał po nim opuszkami palców i uśmiechnął
się. Wyciągnąłem z kieszeni scyzoryk, wysunąłem nóż i zacząłem wiercić w
drewnie kilka liter.
- Harry – powiedział kędzierzawy chłopak, uśmiechając się. – Więc
zostałem współwłaścicielem starej ławki?
- I moim przyjacielem, jeśli nie masz nic przeciwko.
- Uhh…
- Co?
- Nigdy nie miałem przyjaciela. Nie wiem jak to działa.
Wybuchłem śmiechem.
- Zapewniam, do tego nie ma instrukcji. No, jest tylko jedna
zasada.
- Słucham.
- Mówimy sobie o wszystkim.
- Sekrety, co? Poczułem się jak nastolatka – zachichotał. – Co,
mam ci mówić, że podobają mi się chłopcy i boję się burzy? To takie
ekscytujące.
Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć. Nie wiem, czy
dlatego, że powiedział „podobają mi się chłopcy”, czy „boję się burzy”.
- Chodziło mi o bardziej męską wersję przyjaźni.
- Zrozumiałem. – Uśmiechnął się ciepło.
Jego włosy rozwiewał wiatr, oczy odbijały słabe promienie
zachodzącego słońca i wyglądał tak niesamowicie pięknie, że poczułem się tak,
jakbym miał się rozpłynąć. Zupełnie jak powietrze. Nie, nie, nie. Nie mogłem
się w nim zakochać. Nie byłem gejem, prawda? Po prostu zupełnie mi odbijało.
- Louis? – Spojrzał na mnie ze zmarszczoną brwią. – Wszystko
okej?
Mój wzrok przykuł chłopak, który nagle pojawił się kilka metrów
za Harry’m i stanął nad przepaścią. Przymrużyłem oczy, by lepiej dostrzec jego
twarz, kiedy patrzył w bok. O nie. Blond włosy, przekrwione oczy, smutna twarz.
- Hej! Chłopcze! – krzyknąłem.
Harry odwrócił się, patrząc w to samo miejsce, co ja. Wstałem z
ławki i zacząłem biec w kierunku nastolatka, kiedy nagle… skoczył.
- Boże! – usłyszałem za sobą krzyk Harry’ego. Przyspieszyłem i
nie myśląc wiele, skoczyłem za nim.
O Boże! Świetny rozdział ^^ i ta końcówka.. Ciekawe czy Harry się dowie o' mocach' Louisa ;) czekam na następny! :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się z moją poprzedniczką, rozdział świetny, czekam na następny :)
OdpowiedzUsuń